wtorek, 1 czerwca 2010

Janelle Monáe - The ArchAndroid (Suites II and III) (recenzja)

"The ArchAndroid" na początku lekko mnie rozczarował. główną tego przyczyną była wydana w 2007 krótka epka artystki - pięć tracków, z czego na dodatek tylko trzy były pełnoprawnymi utworami. poziom tych utworów był wystarczający, by przysłowiowa poprzeczka znalazła się zdecydowanie zbyt wysoko. stąd długogrający debiut piosenkarki, autorki tekstów i znakomitej teledyskowej tancerki nie spełnia sporej części oczekiwań. ta sama Janelle, co na epce, tylko więcej utworów, więcej stylizacji muzycznych, a ilość, jak wiadomo, nie zawsze jest in plus. przy dużej ilości tracków istnieje zagrożenie pojawienia się czegoś, co danemu słuchaczowi nie podejdzie. mi osobiście nie przypasowały spokojniejsze numery (końcówka płyty jest takim właśnie uciążliwym spowolnieniem), ale to dlatego, że piosenkarka nie odnajduje się w nich tak jak w tych bardziej przebojowych i funkujących. gatunkowo mamy tutaj imponujący wachlarz - soul, funk, klasyczny rock, indie, hip hop... człowiek jednak ma doświadczenia z innymi równie rozstrzelonymi stylistycznie krążkami i umie podać kilka przykładów mimo wszystko lepiej udanych międzygatunkowych fuzji
na tym mógłbym wszelkie narzekania skończyć i skupić się na superlatywach. pierwsza jest taka, że pani Janelle ma ogromny talent wokalny i nie raz w trakcie tej prawie 70-minutowej sesji daje nam o tym znać. po drugie: style i gatunki, które artystka bierze w obroty, to jest to co kocham najbardziej w muzyce i jestem szczęśliwy, ze przynajmniej w większości są to udane próby (przede wszystkim doceniam eksperymenty z funkiem - głównie tym w stylu Jamesa Browna jak w "Tightrope", robi też wrażenie lekko punkowe "Come Alive"). po trzecie teksty wokalistki - czasem karykaturalnie ekscentryczne (nie trudno zauważyć analogię między futurystycznym konceptem albumu, a klasyczną mitologią Parliament/Funkadelic), ale co do czego - do zrozumienia, zapamiętania, odtworzenia w pamięci, lub podświadomości
album zdążył już zrobić nie małe zamieszanie w muzycznym światku. recenzenci rzucają coraz to ciekawszymi porównaniami (jak nie "The Love Below" Andre 3000, to Stewie Wonder i "Songs In The Key Of Life"), ja tego robić nie będę. pewne jest to, że świetnie się słucha utworów z "ArchAndroida" - jak nie jednym ciągiem, to na wyrywki. i długi jeszcze czas słuchać się ich będzie
8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz