poniedziałek, 24 stycznia 2011

martha reeves & j. j. johnson - willie d

"Willie Dynamite" -  klasyk kina blaxplotiation. robiąca wrażenie historia upadku człowieka, którego ambicje sięgały zbyt wysoko. opowieść o ciężkich wyborach między ciężką, uczciwą pracą, a łatwiejszą, nielegalną ścieżką kariery. historia o tym, jak obsesja niszczenia tego co złe może nieoczekiwanie wymknąć się z pod kontroli i sama stać się aparatem wyrządzania szkody. to wszystko można wynieść ze wspomnianego seansu, ale kto by się bawił w jakieś interpretacje. "Wille D" to przede wszystkim odpicowane samochody, piękne kobiety, absurdalnie wymyślne futra alfonsów, czyli wszystko na czym zbudowano piękną historię kinematografii - tej ambitnej, a nie jakichś niezależnych dramatów psychologicznych produkcji norwesko-holendersko-kenijsko-tadżykistańskiej. "Willie D" to oczywiście także niesamowity soundtrack - posłuchajcie utworu z czołówki w wykonaniu zapomnianej divy Motownu - Marthy Reeves z The Vandellas

poniedziałek, 17 stycznia 2011

po prostu oglądnij #5

Okładki Ohio Players
tym razem zamiast filmu galeria. Ohio Players to zespół kojarzony między z wielkiego przeboju "Love Rollercoaster", albumu z którego ten numer pochodzi ("Honey"), oraz z samplowanej setki razy przez westcoastowe głowy piszczały w "Funky Worm". poza tym kojarzy się z niezłą jazdą na covery. kliknijcie poniżej i zapoznajcie się z jedną z najlepszych okładkowo dyskografii w historii muzyki

niedziela, 16 stycznia 2011

baby huey & the babysitters - listen to me

byliśmy w Philly, następna stacja - Chicago. Baby Huey (pseudonim wzięty od jakiejś kreskówkowej kaczki) to człowiek, który miał szansę być tak wielki dla stolicy stanu Illinois jak Curtis Mayfield. niestety pokusy życia muzycznej gwiazdy zgubiły go, zanim na dobre się rozkręcił wraz ze swoim zespołem The Babysitters. pierwszy i jedyny jego album wyszedł w 1971, rok po tragicznym w skutku zawale serca. nie pisałbym o tym, gdyby materiał nie był wyjątkowym - a jest on taki. w kapitalny sposób łączy instrumentarium chicagowskiego soulu spod znaku The Impresssions z psychodeliczno-rockowym graniem w stylu początków Parliament/Funkadelic. największy hit? na pewno "Hard Times", które ostatnio przypomnieli nam The Roots z Johnem Legendem na krążku "Wake Up!". inny utwór bardzo wart uwagi? praktycznie cały album "The Baby Huey Story - Living Legend", ale padło na numer "Listen To Me", samplowany w "Follow The leader" Erica B i Rakima

Baby Huey & The Babysitters - Listen To Me

czwartek, 13 stycznia 2011

teddy pendergrass - only you

obciach trochę, że rok temu nie wspomniałem o odejściu jednej z największych legend filadelfijskiego soulu, Tedyy'ego Pendergrassa. zatem dzisiaj, w pierwszą rocznicę jego śmierci, parę słów dla niego. związany początkowo z grupą Harold Melvin & The Blue Notes. solową kariere rozpoczął w 1977, wydając do końca dekady klasyk za klasykiem, jeden z jego ówczesnych przebojów macie poniżej. późniejszą karierę utrudnił mu nieszczęśliwy wypadek samochodowy w roku 1982, w wyniku którego został sparaliżowany od pasa w dół. nie skreśliło to jego kariery, dalej nagrywał dobrą muzykę, a w międzyczasie założył fundację, która przez lata pomagała innym cierpiącym na uszkodzenia rdzenia kręgowego. odszedł od nas po paru miesiącach zaciętej walki z rakiem. wielki człowiek, którego życie było pieśnią wartą śpiewania - tak nawiązując do tytułu jego drugiego albumu solowego. "Only You" pochodzi właśnie z niego. posłuchajmy, a o Teddym pamiętajmy teraz i za rok i za następny rok...

środa, 12 stycznia 2011

chuck brown & the soul searchers - if it ain't funky

Chuck Brown, czyli lider zespołu The Soul Searchers i autor wielkiego przeboju "Bustin' Loose". ojciec chrzestny waszyngtońskiego stylu go-go - brzmienia, któremu rokowano, że zrobi furorę porównywalną do p-funku, albo również rozwijającego się wtedy bujnie hip hopu. coś jednak w praniu nie wyszło, Chuck pozostał w oczach wielu "one hit wonderem". ewentualnie "one album wonderem", bo płyta, z której wspomniany singiel pochodzi, bardzo zacna jest. no i zainspirował paru innych wykonawców do produkowania kolejnych nagrań go-go, na przykład Trouble Funk, Rare Essence. ale naprawdę tylko paru. choć nie rozpętał nie-wiadomo-jakiej rewolucji w funku, na pewno jest dumny z tego, jak się przysłużył własnemu miastu. w stolicy U.S.A. ten nurt naprawdę był wielki. bo co by nie było, to jego kojarzymy jako wpisanego w artystyczną tożsamość tego miasta, a nie innego wielkiego rodowitego Waszyngtończyka - Marvina Gaye'a. poniżej numer ze wspomnianego albumu ("Butsin Loose") - "If It Ain't Funky", to nie wiem co jest

Chuck Brown & The Soul Searchers - If It Ain't Funky (1979)

sobota, 8 stycznia 2011

marvin gaye - ego tripping out

recytowane do funkującego podkładu "I know I'm really hot, my diamonds shine a lot / Check out here this 450 SE, that's what it's all about" wskazywałoby na kawałek stricte hiphopowy rodem z bling-bling ery. nic bardziej mylnego, poznajcie "Marvina Gaye'a inaczej". "Ego Trippin' Out" zostało nagrane w 1979 i promowało nigdy nie wydany album "Love Man", ostatecznie wyszło na cedekowej reedycji "In Our Lifetime" z 1981 (okładka na zdj). wspomniane "rapowanie" przeistacza się płynnie w wokal, ale w nim też mamy lirycznie typowo hiphopowy ego tripping. pytanie - w jaki sposób pan Gaye wyprzedził raczkującą po hotelach-motelach (holiday in!), opartą wtedy jeszcze na rapowaniu dla samego rapowania, scenę hh? nie dowiemy się nigdy, posłuchajmy jednego z najbardziej żywych singli Marvina, wydanego w czasach jego szczytowej formy (czytaj: między "What's Going On", a "Midnight Love"). pod koniec "Ego Tripping Out" jest też małe rozliczenie artysty z jego narkotykowymi problemami, które niestety problemów nie zakończyło

piątek, 7 stycznia 2011

the foundations - build me up buttercup

mam plan w tym roku pisać więcej o czarnej muzyce z Europy i ogólnie z innych rejonów świata niż Stany Zjednoczone. na początek mało egzotycznie. The Foundations, czyli w jaki sposób Wielka Brytania odpowiedziała na Motown Sound - nie coverując znane amerykańskie przeboje a tworząc własne utwory. "Build Me Up..." jest właśnie taką bardzo starannie wykonaną odpowiedzią, z wpadającą w ucho melodią i pamiętnym refrenem. nic dziwnego, że dzięki temu singlowi Fundacje stali się popularni w USA. i nic dziwnego, że powstała całkiem spora liczba coverów. mi w pierwszej kolejności przypomina się wersja Chicagowskiego rapera Rhymefesta, który do "zaśpiewania" tego refrenu zaprosił posługującego się wiecznie stylem pijanego mistrza, świętej pamięci Ol' Dirty Bastarda. świetny pomysł zaprosić takiego kogoś, do śpiewania takiego czegoś. kto wie ten wie, kto nie wie, ten może się dowiedzieć. zapraszam do przesłuchania wersji oryginalnej

środa, 5 stycznia 2011

jermaine jackson - burnin' hot

noworoczny quiz bez nagrody - kto potrafi bez zaglądania na wikipedię wymienić innych niż Michael członków zespołu The Jackson 5? od razu mówię, że Janet w zespole nie była nigdy. Freddie, Mahalia to zupełnie inna rodzina. tak samo Curtis "50 Cent" Jackson, O'Shea "Ice Cube" Jackson hehe, cholera dużo tych Dżeksonów w muzycznym biznesie. wracając do pytania - nie wiecie? no i się nie dziwię, sam nie wymienię wszystkich. aczkolwiek pamiętam dobrze o Jermainie - trzecim po Michaelu i Janet z tego rodzeństwa, biorąc pod uwagę osiągnięty sukces. ten przyniósł mu z pewnością szósty album "Let's Get Serious". nad produkcją albumu czuwał sam Stevie Wonder (no i warto było, w przeciwieństwie do reszty zespołu, pozostać w Motown Records), a była to końcówka lat siedemdziesiątych - jak dla mnie nie istnieje lepsza rekomendacja do przesłuchania czegoś niż taka właśnie. niech "Burnin' Hot" zapozna z pierwszym istotnym obliczem jacksonowskiej potęgi, na rok przed wydaniem przez MJ'a przełomowego "Off The Wall"

Jermaine Jackson - Burnin' Hot (1978)

sobota, 1 stycznia 2011

funkadelic - the witch

w ramach nadrabiania nieznajomości dyskografii Parliamentu i Funkadelic trafiło ostatnio na album "Connections & Disconnections". to jedno z wydawnictw najmniej kochanych przez krytykę i słuchaczy. głównie dlatego, że nic wspólnego z tym projektem nie miał George Clinton. głowami tego wydawnictwa byli trzej inni członkowie Funkadelic, wspólnicy Jurka od czasów doo-wopowego The Parliaments - Fuzzy Haskins, Calvin Simon i Grady Thomas. album był formą ich protestu przeciw zwolnieniom muzyków, do których Clinton był zmuszony z powodu problemów finansowych. przywłaszczyli sobie (nie wiem jak) nazwę zespołu, polecieli do Niemiec i tam wypuścili materiał. nie taki zły materiał jak go malują, momentami tracący p-funkową tożsamość, ale podkreślam słowo "momentami". biednie wypada przy "Uncle Jam Wants You", albo "One Nation Under A Groove", to pewne. wybrałem najciekawszy moment "Połączeń i Rozłączeń" - ponad 9-minutowy utwór, będący 3-częściową funkową suitą. druga część to oczywiście źródło sampla wykorzystanego w "Justify My Thug" Jaya-Z

Funkadelic - The Witch (Shades I, II & III) (1980)