piątek, 29 października 2010

caesar frazier - funk it down

Caesar Frazier to organista/pianista z Indianapolis, podopieczny saksofonisty jazzowego Lou Donaldsona. sam jednak stricte jazzem się nie zajmował, nagrał za to trzy albumy stanowiące bardzo udaną fuzję jazzu z funkiem. tylko trzy niestety, jego kariera zeszła na inne trochę tory, to znaczy wkroczył w niewąsko pojęte media - jako dziennikarz, dyrektor muzyczny jednej ze znanych amerykańskich jazzowych rozgłośni, a później nawet jako realizator programów telewizyjnych. od muzyki zupełnie do końca nie uciekał i my też nie uciekajmy. wsłuchajmy się w nagranie z jego drugiego albumu, zatytułowanego po prostu "75". "Funk It Down" to podręcznikowy przykład połączenia dwóch wspomnianych gatunków dającego piorunujący efekt. i do tego sampel znany z użycia przez DJ'a Premiera w "Ex Girl To The Next Girl". to zresztą nie jedyny znany mi motyw jaki udało mi się rozpoznać na tym albumie Caesara. swoją drogą ciekawe, że na okładkach swoich albumów podpisywany był raz jako "Caesar", a inny raz jako "Ceasar" - zamienne to jest czy co?

niedziela, 24 października 2010

po prostu oglądnij #3

Kanye West - Runaway (Full-length)
Kanye po raz kolejny chce pokazać, że znajduje się w hiphopowym budynku na innym levelu. wychodzi mu to nieźle. ponad 30 minutowy klip (film) zdradził mi brzmienie większości utworów na wychodzącym wkrótce piątym albumie rapera, ale jednocześnie narobił ogromnego apetytu na tenże materiał. obraz do muzyki robiący wrażenie i niebanalny, a także skutecznie odwracający uwagę od nieszczęsnych prób wokalnych w wykonaniu Westa

sobota, 23 października 2010

joi - narcissa cutie pie

wokalistka z Atlanty, luźniej związana z kolektywem Dungeon Family, to znaczy pojawiająca się na projektach podzespołów: Organized Noize, Outkast, Goodie Mob (z członkiem tej ostatniej grupy, Big Gippem, łączył ją za to jeszcze inny związek - małżeński), ale na ich jedynym do tej pory współnym albumie ("Even In Darkness") pani Joi Gilliam nie uświadczymy. na pewno paru z tych wspomnianych kolaboracji nigdy nie zapomnimy, na przykład "Movin' Cool (The After Party)" Outkastu, ale czy kojarzymy w ogóle jej karierę solową? nie bardzo właśnie i nadrabiam tą zaległość. po przesłuchaniu jej debiutu z 1994 ("Pendulum Vibe"), chętnie sięgnę po dwa następne krążki (albo trzy, jeśli anulowane "Amoeba Cleansing Syndrome" okaże się dostępne w nieskończonych zasobach internetu). zapraszam do odsłuchu utworu tej utalentowanej piosenkarki, którą zdarza się nazywać jedną z pionierek neo soulu, zanim rozsławiła go Erykah Badu

poniedziałek, 18 października 2010

menahan street band - make the road by walking

samplowanie kojarzy się głównie z grzebankiem w starych nagraniach, tworzeniem muzyki teraźniejszości w oparciu o zapożyczenia z przeszłości. czasem jednak zdarzy się zachwianie kontinuum czasowego, no i sampel z czegoś zostaje wykorzystany jeszcze zanim oryginalny utwór ujrzy światło dzienne. przykładem jest "Roc Boys (And The Winner Is...)" Jaya-Z. Jay wylansował naprawdę niezły przebój (singiel roku 2007 według Rolling Stone), w oparciu o utwór nowojorskiego funkowo-afrobeatowego zespołu Menahan Street Band. a debiutancki album grupy wyszedł w 2008, rok po singlu Jaya-Z. wiadomo, utwór "Make The Road By Walking" wyszedł odpowiednio wcześniej przed całą płytą i zakłoceń czasoprzestrzeni nie ma, ale widać wyraźnie, że producenci muzyczni są w pogotowiu, czyhając na świeże dostawy sampli. Kid Cudi na swym zeszłorocznym debiucie też zaczerpnął co nie co od Menahanów, ale wróćmy do "tworzenia drogi chodzeniem"

niedziela, 17 października 2010

trouble funk - drop the bomb

pisząc o amerykańskich muzykach prawie zawsze zwracam uwagę na dokładniejsze ich pochodzenie, zaznaczając z jakiego miasta/stanu się wywodzą. nie robiłbym tego, gdyby to nie miało znaczenia - tożsamość muzyczna artystów ze Stanów jest zawsze silnie związana ze stronami, w których się wychowali. tyczy się to każdej praktycznie muzyki tam i nawet działa do dzisiaj, co może troszkę zaskakiwać w erze globalizmu i internetu. no ale wracamy do przeszłości i przenosimy się do Waszyngtonu, poznać go-go. ale nie chodzi o wycieczkę do nocnego klubu (choć właśnie stąd się wzięło nazewnictwo), a podgatunek funku uprawiany kiedyś w stolicy U.S.A.. największym przebojem go-go jest "Bustin Loose" pioniera gatunku, Chucka Browna. wybieram jednak hit zespołu Trouble Funk - "Drop The Bomb". mniej znany, ale jest idealną definicją tego brzmienia, kojarzonego z bardzo charakterystyczną, bogatą jak na funk lat 80, eksploatowaną później przez środowisko breakdance'owe, sekcją perkusyjną

sobota, 16 października 2010

solomon burke - got to get you off my mind

10 października odszedł Solomon Burke, pochodzący z Filadelfii kaznodzieja i muzyk grający gospel, blues, soul, r&b, kto co lubi. wynosić nie wiadomo jak wysoko jego zasług (choć mam w rękach kilka dobrych argumentów, na przykład nagroda Grammy na koncie, wprowadzenie do Rock & Roll Hall Of Fame), albo stawiać go obok największych legend wspomnianych gatunków teraz na siłę nie chcę, ale hołd i przypomnienie o nim w tej chwili jak najbardziej jest na miejscu. "Got To Get You Off My Mind" to jeden z największych przebojów muzyka. nie największy, bo tym jest zapewne "Cry To Me", lub "Everybody Needs Somebody To Love" (na pewno znacie wersję The Blues Brothers). spoczywaj w pokoju panie Burke

wtorek, 12 października 2010

djë & dogg master - tribute

to nie jest żaden link sponsorowany, że piszę w tej chwili o jakimś nieznanym francuskim duecie producenckim, słuchanym na last.fm przez około dwadzieścia osób na świecie. po prostu szczerze polecam westoastowe wygrzewy tych kolesi, którzy swoimi umieszczonymi za darmo w sieci instrumentalami są w stanie podbić serce każdego miłośnika piszczał, pierdzących basów i klawiszy rodem z Kalifornii. nie wiem jak ci panowie to robią, ale brzmią lepiej niż to co obecnie oferują hiphopowi muzycy z zachodu Stanów. trzymam kciuki za nich, żeby byli w stanie lepiej się zakręcić i nawiązać odpowiednie kontakty. na takich podkładach Ice Cube mógłby zrobić płytę, która byłaby godna nazwy "I Am The West", bo z tym co właśnie wydał to tak pół na pół jest, bardziej na to złe "pół". posłuchajcie relaksującego "Tribute", na którym padają ciepłe, talkboxowe shout-outy dla legend funku i g-funku. przy okazji shout-out dla zioma Bartka, który mi Djë i Dogg Mastera podesłał

sobota, 9 października 2010

the time - cool

zespół pod wezwaniem Prince'a, bez Prince'a. dowodzona przez Morrisa Day'a grupa zajmowała się w latach osiemdziesiątych graniem dance-funku analogicznego do ówczesnej twórczości Księcia (która była w tamtych czasach najzacniejsza: "Purple Rain", "Sign 'o' The Times" itd., ale oczywiście zawsze zacna była). utwory The Time to ponoć piosenki absolutnego autorstwa Prince'a, które - jakoś tak wyszło - wykonał Morris, praktycznie tylko podmieniając wokale na swoje. tak powstawał na pewno wydany w 1981 debiut, potem nie wiem jak było. w sumie czemu nie, jak się jest czynnym od ponad 30 lat wulkanem przebojów jak Książe, to czemu by nie dzielić się talentem z kimś innym? The Time trochę cudzych ale jednak własnych hitów miało, między innymi "Cool"

środa, 6 października 2010

po prostu oglądnij #2

Janelle Monáe covers "Smile"

zawsze coś się znajdzie, co w sposób perfidny zepsuje humor, mi zepsuło go dziś odwołanie wymarzonego koncertu Janelle Monáe, co jutro miał sie odbyć. przyczyną jest choroba piosenkarki (widziałem zresztą w sieci jej wczorajszy telewizyjny występ i widać, że nie kłamie), organizatorzy obiecują postarać się o nowy termin występu, trzymamy kciuki, prawda? a powyżej mocno klasyczne "Smile" w wykonaniu Janelle. "What's the use of crying?" w końcu

poniedziałek, 4 października 2010

chojnito's way poleca #1

nie chce mi się już pisać recenzji, a tym bardziej wystawiać ocen, które czasem i po miesiącu mogłyby ulec zmianie, minimalnej, ale zawsze. ograniczam zatem pisanie o nowościach do prostego polecania interesujących pozycji, na temat mnie wartych uwagi produkcji będę milczał. na sam początek projekt, do którego już pare razy piłem, album Johna Legenda i Rootsów - "Wake Up!". połączenie znakomite, trzymam kciuki za jakiś w pełni autorski projekt takiego kolektywu, bo jako renowatorzy klasycznych pomników czarnej muzyki spisali się na medal. osobiście wolałbym żeby obeszło się bez rapowanych zwrotek Black Thoughta i gości, ale nie zauważyłem żeby ktokolwiek inny narzekał. bo w sumie czemu, to i tak jedne z lepszych wersów tego roku
po drugie nowy Bilal. 9 lat po niezłym debiucie ("1st Born Second") wyszło wreszcie "Air Thight's Revenge". przez ten czas w ramach prac nad drugim krążkiem nie tylko ćwiczył pozowanie na Malcolma X do okładki, ale i przemyślał, co było nie tak z pierwszym albumem. wadą był chaos i dysonans między sąsiadujących ze sobą produkcjami Dra Dre i J Dilli. tym razem spójność istnieje i gra tutaj bardzo istotną rolę. z drugiej strony brakuje dominujących przebojów, których chętnie się posłucha bez puszczania całości albumu, ale to tradycyjny koszt spójności. ważne że otrzymaliśmy mniej więcej równie dobry album po tylu latach, a to jest jakiś mały sukces, nie?
cieszę się że Stones Throw Records, która oprócz wydawania balansujących na granicach grafomanii i kakofonii produkcji madlibowych i madlibopochodnych inwestuje też w coś bliższego mojej (!) definicji prawdziwej muzyki. niedawno furorę zrobił Mayer Hawthorne, teraz całkiem głośno siezrobiło wokół wydającego swój drugi LP Aloe Blacca. "Good Things" idealnie komponuje sie z tytułem, bo to same dobre rzeczy, czyli kontunuacja tradycji soulowych, zarówno tych sięgających lat sześdziesiątych jak i neo soulu. natychmiast sięgać po tą produkcje, o ile jeszcze tego nie zrobiliście zahipnotyzowani przebojem "I Need A Dollar"
"Doo-Wops & Hooligans" Bruno Marsa, czyli innymi słowy "błagam, więcej takiej muzyki pop!". autor produkcji wcześniej zachwycił mnie produkcją singla "Fuck You!" Cee-Lo Greena, dzięki czemu w ogóle się zainteresowałem tym krążkiem, no i fajnie. co prawda parę utworów jestem tutaj w stanie nazwać delikatnymi skuchami, ale są też utwory jak "Grenade" i "Runaway Baby" - ich nie pokochać to ciężka sprawa. troche mało tu odnazazłem tytułowego Doo-Wopu, ale będąc przy poszukiwaniach to każdy coś tu znajdzie dla siebie, polecam
teraz chwila historyczna, pierwszy raz na "Chojnito's Way" - polski akcent. nie sposób nie wspomnieć o nowym albumie Natu a.k.a. Natalii Przybysz, byłej Sistars. poraz kolejny wykazała się faktycznymi umiejętnościami wokalnymi, świetnym doborem oprawy muzycznej, a dodatkowo większą pomysłowością w kwestiach formy i treści. no i bardzo ważna rzecz - ojczysty jezyk na albumie "Gram Duszy" jest w dużym stopniu obecny. co prawda Natalia jest jedną z niewielu naszych wokalistek potrafiących śpiewać w języku angielskim bez jego kaleczenia, lecz wolę jak polska muzyka jest w pełni polską muzyką