piątek, 29 stycznia 2010

sly & the family stone - thank you (falettinme be mice elf agin)

sesja w jakiś sposób z głowy, przygotowania do wyjazdu w góry w progresie, ogólnie pozytywnie jest. jak jest pozytywnie to i muzyka w tle musi być również. "Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin)" jak najbardziej w tej chwili się nadaje, poza tym chciałem wlaśnie przedstawić ten zespół przeglądaczom bloga. grupa Sly'a Stone'a (widocznego na zdjęciu wariata) specjalizowała się w muzyce soul i funk, nie szczędziła też elementów psychodelicznego rocka. ten numer brzmi klasycznie funkowo, ale charakteryzuje się też tekstem równie interesującym co zapis słów refrenu w tytule piosenki. słychać tu również name dropping tytułów innych przebojów Sly'a i rodziny. wynika to z tego, że utwór stanowił zamknięcie pierwszej oficjalnej kompilacji największych przebojów zespołu. i sam w sobie jest jednym z moich ulubionych hitów grupy, wydany zresztą na jednym singlu z moim drugim faworytem - "Everybody Is a Star"

Sly & The Family Stone - Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin) (1970)

wtorek, 19 stycznia 2010

the marvelettes - please mr. postman

sesja i okres przed sesją potrafią być bardzo upierdliwe, nawet jeśli czeka mnie zaledwie jeden egzamin w tej sesji. nie że chciałbym tu teraz wykorzystywać blog do wylewania swoich paranoi studenta, tylko daję znać, że trochę teraz pisania nie będzie. no i robię chwilowy odpoczynek lekki od moich faworyzowanych muzycznych klimatów, ostatnio na przykład sprawdzam pierwszy raz dyskografię The Beatles (dobra rzecz oczywiście). mimo to słuchając ich muzyki, duch soulu, r'n'b i doo-wopu mnie nie opuszcza, część wcześniejszych utworów zespołu to covery przebojów czarnej muzyki. na przykład piosenka "Please Mr. Postman", która oryginalnie wykonana została przez dziewczęcą grupę wokalną The Marvelettes. to był pierwszy hit z Motownu, który osiągnął sam szczyt listy Billboard Hot 100, co czyni ten utwór dość przełomowym dla muzycznego giganta z Detroit

The Marvelettes - Please Mr. Postman (1961)

niedziela, 17 stycznia 2010

gil scott-heron - me and the devil

tego powrotu się zupełnie nie spodziewałem. nie sądziłem, że ojciec chrzestny rapu, pogrążony w uzależnieniu od narkotyków, problemach z prawem i ze zdrowiem zbierze się, żeby nagrać kolejny album. od ostatniego wydawnictwa ("Spirits") minęło prawie 16 lat. jest to spora przerwa, słychac, że czas (jak i wymienione wcześniej doświadczenia) pozostawił piętno na wokalu artysty, jednak to wciąż ten sam Gil Scott-Heron. krążek "I'm New here" wydany zostanie w jednym z największych niezależnych labeli na świecie - brytyjskim XL Recordings. album promuje już singiel zatytułowany "Me And The Devil" i trzeba przyznać że projekt zapowiada się interesująco. na pewno będzie to wyjątkowy krążek wokalisty i poety, ale czy równie dobry jak jego wcześniejsze? zapewne nie, ale zobaczymy, premiera płyty to podobno 8 lutego

Gil Scott-Heron - Me And The Devil (2010)

sobota, 16 stycznia 2010

patrice rushen - forget me nots

najbardziej znany singiel Patrice Rushen, pochodzący z wydanego w 1982 roku albumu "Straight From The Heart". mimo, że powinniśmy jej twórczość kojarzyć bardziej z ciepłymi r&b i soulem (a także z jazzem, jeśli przyjdzie nam sprawdzić najwcześniejsze dokonania tej pani), "Forget Me Nots" to muzycznie esencja funku. lirycznie to utwór o miłości, która nie przetrwała, a trwa. której nie ma, a jest. coś nie wyszło, ale nie wiadomo czemu. było dobrze i stąd to wysyłanie tytułowych niezapominajek dawnemu ukochanemu. no ale wiadomo, że tekst tutaj to tylko dodatek do idealnego funkowego groovu, znanego obecnie bardziej z piosenki Willa Smitha z filmu "Men In Black". zapraszam do odsłuchania utworu, jest nawet teledysk w linku. w nędznej jakości, ale jest

piątek, 15 stycznia 2010

the isley brothers - this old heart of mine (is weak for you)

grupa braci Isley pojawiła się już na blogu, ale jak już mówiłem, ich twórczość jest na tyle różnorodna, że nie mógłbym zaprezentować jej posługując się jednym numerem. dzisiaj chciałbym przedstawić ich wcześniejsze brzmienie na przykładzie znakomitego singla "This Old Heart Of Mine (Is Weak For You)", pochodzącego z albumu o takiej samej nazwie (bez tej części nazwy będącej w nawiasie). to jest jedno z dwóch długogrających wydawnictw zespołu nagranych dla Motown Records. ich przygoda z wytwórnią była krótka (zakończona w okolicznościach podobnych jak w przypadku grupy Gladys Kinght), ale za to bardzo konkretna. The Isley Brothers doskonale wpasowali się w profil soulowego giganta, a wspomniany hit, obecny w linkach poniżej, jest tego doskonałą wizytówką

The Isley Brothers - This Old Heart Of Mine (Is Weak For You) (1966)

środa, 13 stycznia 2010

the counts - funk pump

żeby nie robić z tego miejsca wyłącznie przeglądu największych sław czarnej muzyki, staram się od czasu do czasu przedstawić coś zdecydowanie mniej znanego. tak jak pochodzący z Detroit, funkowy zespół The Counts. zadebiutował on w 1969 (jeszcze jako The Fabulous Counts) ciepło przyjętym singlem "Jan Jan". potem niestety było gorzej, grupa rozpadła się parę lat później wkrótce po wydaniu czwartego albumu. może to brak następnych hitów, może brak oryginalności nie pozwolił "Hrabiom" zapisać się w ścisłej historii tej muzyki
nie oznacza to, że ich muzyka byłaby z tego powodu nie warta uwagi, bo to kawałek bardzo przyzwoitego, głównie instrumentalnego funku. zapraszam do odsłuchu tytułowego utworu z ich ostatniego krążka "Funk Pump", na który trafiłem zupełnym przypadkiem, na zasadzie "o, fajna okładka, fajny tytuł, chyba sprawdzę". warto było

The Counts - Funk Pump (1975)

niedziela, 10 stycznia 2010

mayer hawthorne - just ain't gonna work out

gapa ze mnie jest. siedzę w muzyce sprzed dekad, narzekając, że obecnie nikt nie uskutecznia takich brzmień jak te które najbardziej cenię i rozsławiam wpisami na blogu, a w tym czasie (to znaczy kilka miesięcy temu) premierę miał krążek zatytułowany "A Strange Arrangement", który postawił znak zapytania obok mojej tezy. Mayer Hawthorne stworzył coś, czego chyba świadkiem dawno nie byłem - projekt brzmiący tak, jakby nagrany został naprawdę dobre kilkadziesiat lat temu. wokalista i producent zarazem garściami czerpie brzmienie muzyki soul z lat 60 i 70, trochę z chicagowskiego stylu, trochę z Motown. efekt jest piorunujący, to znacznie więcej niż stylizacja na retro, to reinkarnacja klasycznego soulu. naprawdę polecam. jako że to produkcja raczej świeża, to downloadu dzisiaj nie będzie, tylko link do odsłuchu (i podglądu teledysku) singla promującego krążek. ponoć do usłyszenia i w polskich radioodbiornikach. ja nie wiem, nie słucham radia...

Mayer Hawthorne - Just Ain't Gonna Work Out (2009)

sobota, 9 stycznia 2010

parliament - do that stuff

jeśli chodzi o P-funk, to brzmienie to prezentowałem jakiś czas temu na przykładzie Funkadelic, teraz pora na drugą stornę medalu (ale tak naprawdę to będą też następne strony, obiecuję), czyli Parliament. jest to drugi kolektyw Georga Clintona (którego skład zasadniczo jest dość podobny), zajmujący się muzyką bardziej eksperymentalną, bardziej eklektyczną, bardziej kosmiczną
utwór "Do That Stuff" bardzo dobrze ilustruje o czym mówię. pochodzi z albumu "Clones of Dr Funkenstein", wydanego po ich najbardziej znanym "Mothership Connection", a przed również uznanym "Funkentelechy vs the Placebo Syndrome" (chciałem sie rozpisywać na temat ich pokręconego stylu bytowania w muzyce, mitologii ich twórczości, ale te tytuły mówią więcej niż ja byłbym w stanie nawet po dłuższej zadumie nad dobrym akapitem). a miłośnicy norweskiej muzyki elektronicznej od razu rozpoznają gdzie wykorzystany został fragment "Do That Stuff"

Parliament - Do That Stuff (1976)

piątek, 8 stycznia 2010

fatback - backstrokin'

The Fatback Band (albo bez zbędnej formalności: Fatback) to pochodząca z Nowego Jorku grupa grająca w latach 70 i 80 funk oraz r&b. zespół raczej zapomniany i nie wymieniany jednym tchem (ani nawet kilkoma) obok innych klasyków funku. mało kto nawet pamięta, ze byli oni autorami pierwszego zarejestrowanego na nośnikach hiphopowego utworu "King Tim III (Personality Jock)". rolę ojców rapu przejęli jakoś członkowie Sugarhill Gang, którzy legendarne "Rapper's Delight" wydali tydzień po nagraniu Fatback
kończąc temat porażek zespołu przejdę do meritum, a jest nim "Backstrokin'" - największy hit grupy i jedna z moich ulubionych linii basowych. poznali się na niej również między innymi Dr Dre i UGK, wykorzystując sample z utworu do własnych, oczywiście również muzycznych celów. miłego odsłuchu, podkręćcie subwoofery koniecznie i wyruszajcie w "poszukiwanie dobrych rzeczy"

Fatback - Backstrokin' (1980)

środa, 6 stycznia 2010

stevie wonder - have a talk with god

"Songs In The Key Of Life" to najbardziej prawdopodobnie uznane dzieło niewidomego geniusza soulu. tak na pewno uważał między innymi Michael Jackson. George Michael zdecydowanie nazywa ten album najlepszym w ogóle jaki w życiu słyszał. słowa Eltona Johna: "gdziekolwiek na świecie jestem, zawsze mam przy sobie kopię (...) to najlepszy album jaki kiedykolwiek powstał, zachwyca mnie za każdym razem jak go słucham". te dość mocne rekomendacje, mam nadzieję, że zachęcą Was do sprawdzenia tego obszernego (wydany na dwóch długogrających plackach i dodatkowej siódemce), ale bezbłędnego od początku do końca materiału

"Have A Talk With God" to bardzo mały wycinek albumu, ale obfity w emocje, utwór zachęcający do sięgania w razie kłopotów po radę do jedynego darmowego na świecie psychologa. dysydentów i ateistów również zapraszam do odsłuchu, gdyż cokolwiek jest inspiracją, to najważniejszy jest efekt końcowy. genialny efekt

Stevie Wonder - Have A Talk With God (1976)

http://www.youtube.com/watch?v=yQVeCxtuP14

wtorek, 5 stycznia 2010

ll cool j - that's a lie

biorąc pod uwagę ścisłą czołówkę amerykańskiego hip hopu, LL Cool J nie ma się zbyt dobrze w oczach/uszach polskich słuchaczy. tak wyszło, że ludzie kojarzą go głównie jako pana, który śpiewa z Jennifer Lopez czy Amerie, albo jako pana "paradise is very nice". tak naprawdę mają do czynienia z jednym z najmocniejszych zawodników w historii gatunku. energia na mikrofonie, otwartość na zmieniające się trendy, dobra ręka do producentów, oto co charakteryzowało pana Smitha przez conajmniej piętnaście lat jego kariery, co w hiphopowej rzeczywistości równoważne jest niemal wieczności. samozwańczy "greatest of all time" i to całkiem zasłużenie według mnie. przedstawiam Wam mocny numer z jego równie mocnego debiutu ("Radio"), w którym razem z założycielem Def jam Records, Russelem Simmonsem, rozprawia się lirycznie z wszechobecnymi i w dzisiejszych czasach nałogowymi kiciarzami

LL Cool J - That's A Lie (1985)

niedziela, 3 stycznia 2010

funk, inc. - sister janie

jakieś przypuszczenia co do gatunku muzycznego uprawianego przez grupę o takiej nazwie? rzecz prosta i jasna, natomiast nie zależy zapominać o naleciałościach z jazzu i momentami twórczości bardziej podchodzącej pod muzykę duszy (że tak nazwę wiadomo co). żeby wyrazić to o czym mówię, to znaczy chociaż to, jak funk dobrze współgra z jazzem i na odwrót, wybrałem najbardziej reprezentatywny pod tym kątem utwór z debiutu (po prostu "Funk, Inc.") i zapraszam do odsłuchu. bo nie ma co mówić więcej, sprawdźcie czym brzmiało prawie czterdzieści lat temu Indianapolis

Funk, Inc. - Sister Janie (1971)

sobota, 2 stycznia 2010

roger troutman - superman

prawdopodobnie ostatni hit wirtuoza talkboxu, lidera funkowej grupy Zapp. utwór ten poznałem na wydanej w 2002 roku reedycji jego solowego debiutu ("The Many Facets Of Roger", 1981). jak głosi tylna strona okładki tego albumu, "Superman" zostało nagrane w 1997, na dwa lata przed tragiczną śmiercią Rogera oraz jego brata, perkusisty Zapp, Larrego (szczegóły). numer ten jest pozostałą nam namiastką niedokończonego krążka muzyka. bardzo szkoda, gdyż album w takim stylu jak ten utwór byłby naprawcdę godną kontynuacją troutmanowskiego brzmienia. to jest oczywiście gdybanie, faktem jest, że do powstania tego krążka nie doszło. ważne, że i tak wiele świeżej i niezwykłej funkowej muzyki Zapp & Roger nam przez lata swej działalności dostarczyli. nie zabraknie jej na naszych sprzętach i nie zabraknie jej tutaj na blogu

Roger Troutman - Superman (1997)

piątek, 1 stycznia 2010

sam cooke - only sixteen

wracam po przerwie, blogowania muzycznego zapowiadam dalszy ciąg. mocne postanowienie kontynuowania tego zajecia jest jednym z moich noworocznych postanowień. w porównaniu z innymi to to jedno własnie ma największą szansę na powodzenie. aczkolwiek możliwe, że kolejne wpisy nie będą tak częste i regularne jak do tej pory

rozpocznę rok od czegoś starszego niż chyba wszystko dotychczas na blogu mym. Sam Cooke to wokalista który pod koniec lat pięćdziesiątych zaczął swoją radosną muzyką przecierać szlaki innym artystom, których dzisiaj chętniej wymieniamy jako legendy soulu i r&b niż samego Sama. "Only Sixteen" to krótka i treściwa forma muzyczna poruszająca temat niedojrzałej miłości, w sensie czym ta niedojrzała miłość jest. nawet jeśli wiecie to sprawdźcie czy wasza definicja pokrywa sie z cookowską. ewentualnie zero wczuwania się w cokolwiek, posłuchajcie po prostu przyjemnej muzyki

Sam Cooke - Only Sixteen (1959)