wtorek, 9 listopada 2010

chojnito's way poleca #2

po artystycznym i komercyjnym zarazem sukcesie projektu Gnarls Barkley, Cee Lo Green powrócił do sygnowania muzyki własnym pseudonimem i wydał właśnie trzeci solowy album. słynący ze zręcznego łączenia hip hopu z funkiem i soulem artysta, na "The Lady Killer" kompletnie rzuca rapowanie i zabiera nas w podróż przez najlepsze czasy dla muzyki. nieważne, czy nawiązuje do klimatów lat '50 w "Old Fashioned", robi na motownowskie kopyto "Satisfied" i "It's OK", czy parafrazuje lekko najwiekszy przebój Michaela Jacksona w "Bright Lights Bigger City" - daje radę znakomicie. całe brzmienie, które tutaj uprawia - nie bawi się nim, on je czuje i można uwierzyć, że podróżuje w czasie i zna całą muzykę dwudziestego wieku od kuchni, tak jak to robił w teledysku Gnarls Barkley "Smiley Faces". zdecydowana czołówka tego roku, choć nie zapominajmy, że to tak naprawdę tylko hołd dla muzyki sprzed lat. świetnie słucha się takich projektów, ale przecież muzyka nie może stać w miejscu, ktoś musi to wszystko rozwijać...
jednym z "rozwijających" muzykę zdarzało się w zeszłym roku okrzykiwać Kida Cudiego ze stajni Kanye Westa. zaprawiony w mainstreamowych bojach, ciężko imprezujący, w rok od wydania debiutu wypuszcza jego sequel, "Man On The Moon II: The Legend of Mr. Rager". nie łatwo mi było przekonać się do jego pseudośpiewanej, alternatywnej wersji hip hopu, grunt że mam to za sobą. no i grunt, że nowy album jest wzorową kontynuacją pierwszej części. Cudiemu udało się nagrać album spełniający oczekiwania fanów, utrzymany w podobnym, mrocznym tonie. do tego kiedy rapuje, wychodzi mu to pewniej nie wcześniej. kiedy śpiewa, to dalej nie mogę tego nazywać "wokalem", ale tu też zauważam u muzyka wiekszą pewność siebie. kawałek dobrego hip hopu XXI wieku, aczkolwiek jeśli do tej pory nie wiesz z czym się je muzykę tego pana - na drugim albumie przepisu również nie znajdzesz
w sumie nie mam pojęcia czemu polecam nowy album N.E.R.D. "Nothing" dla mnie sporym rozczarowaniem, z miejsca najsłabszym albumem grupy Pharrella Williamsa. jednak coś sprawia, ze chce mi się do tego wracać. może to przez kilka dobrze funkujących, rockujących utworów jak singlowe "Hot-n-Fun"? może to przez nagrane we współpracy z Daft Punk "Hypnotize Me", które dosłownie hipnotyzuje? może to przez pewien progres pod względem tekstów, które zawsze były piętą achillesową zespołu? najprawdopodobniej dlatego, że jestem przeogromnym fanem muzyki N.E.R.D. i The Neptunes, ciężko mi do świadomości przyjąć, ze mogli zrobić coś nie tak. percepcjonuję jednak, ze to dość monotonny jak na nich materiał, stać ich na dużo więcej, jakby się zebrali w sobie to i kolejne "Fly Or Die" by nagrali
na koniec krok w bok od głównego nurtu, skromnie i z klasą, Devin the Dude. "Gotta be Me" to drugi jego krążek w tym roku, w przeciwieństwie do "Suite 420" niewydany bezpośrednio przez rapera. i o dziwo znacznie lepszy. tak jak tamten nudził, plumkał słabymi podkładami i zachęcał do siebie jedynie singlem, tak ten robi bardzo dobre wrażenie klimatem i cieplejszym brzmieniem podkładów. wyluzowany do granic możliwości nastrój, tematyka tekstów o dużym stopniu swobody, bity będące połączeniem na linii Teksas-Kalifornia - to wszystko za co mogliście w przeszłości pokochać muzykę Devina, no i znaleźć możecie na tym albumie. jedyny smutek to to, że nie mogłem usłyszeć utworów z tego CD na jego niedawnym koncercie w Warszawie

1 komentarz:

  1. Osobiście uważam iż najnowszy album formacji N*E*R*D jest dokładnie tym co zapowiadał lider zespołu. Dociera do wnętrza każdej kobiety o czym wspominał sam Pharrell. Album nie jest podobny do poprzednich albumów chociaż rockowe brzmienia zostały zachowane w nieco innym stylu. Jak dla mnie płyta jest strzałem w 10, jak zwykle nie zawiodłam się na pracy zespołu. Choć brzmienia są nieco inne to nadal jest to N*E*R*D i daje się to odczuć przesłuchując po raz kolejny ''Nothing''.

    OdpowiedzUsuń