piątek, 26 listopada 2010

charlie wilson - love, love, love

kiedyś tam (to znaczy przy okazji wycieków z nowej płyty Kanye Westa, nad którą rozpływał się będę w grudniowym podsumowaniu nowości) i gdzieś tam natknąłem się na internetową opinię w stylu, że pan Charlie Wilson podpina się pod kawałki Westa z nadzieją, że powtórzy sukces, jaki zapewniły mu występy u Snoop Dogga. nie wiem czy osoba, która tak powiedziała zdaje sobie sprawę z tego co Wilson wyprawiał w latach osiemdziesiątych razem z całym Gap Bandem, ale odpuszczę krytykę. w sumie jednoznacznie niewiedzy stwierdzić nie można. ale jest też po środku leżąca prawda, muzyk ten ciągle działa jako solowy wokalista, wydając przemijające bez echa płyty. przyzwoity contemporary rhythm and blues, niepowtarzalny wokal wegetujący w stanach na półkach sklepów muzycznych, gdzieś za bateriami albumów Ushera i Beyonce. poniżej utwór z ostatniej płyty, następna zapowiadana jeszcze na ten rok, ale kto wie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz