wtorek, 26 lipca 2011

rob base & dj e-z rock - joy and pain

trochę klasycznego hip hopu, bo dawno nie było. Rob Base i DJ E-Z Rock to duet z Harlemu, debiutujący w roku 1988. znany oczywiście najbardziej z przeboju "It Takes Two", do dzisiaj chętnie follow-upowanego i samplowanego w hh. świetny singiel na pętli z "Think (About It)" Lyn Collins, wyprodukowany przez Teddy'ego Rileya, zapewnił platynową sprzedaż debiutu i przetrwał próbę czasu, ale jak reszta ich twórczości? cóż, party rhyming Roba nie miał siły przebicia przy tekstach Chucka D, przy raperach z Juice Crew definiujących pojęcie "technika", przy Rakimie definiującym pojęcie "flow". nie zmienia to faktu, że jak kochamy ten okres w hip hopie, to album "It Takes Two" jest pozycją obowiązkową

poniedziałek, 18 lipca 2011

lipps inc. - rock it

powrót do funkowego miasta znanego jako Minneapolis, ale tym razem nie w celu.poznania kolejnego projektu pod patronatem Prince'a. nazwa Lipps Inc. powinna wielu osobom coś mówić, nie tylko wtajemniczonym, bo chyba każdy zna ich największy przebój - "Funkytown". każdy potrafi zanucić jego melodyjkę, każdy może sobie przypomnieć jfilm/serial, w którym słyszał ten utwór. z czymkolwiek innym od Lipps inc. zapewne jest gorzej, więc służę dziś ich innym numerem, też pochodzącym z debiutanckiego krążka ("Mouth To Mouth"). w ten sposób poznacie połowę tej płyty, bo znajdują się na niej tylko 4 utwory własnie.. ale każdy z nich to prawdziwa disco-funkowa bomba, gwarantuję

środa, 13 lipca 2011

four tops - i can't help myself (live)

raport z dzisiejszych odwiedzin w jednym z warszawskich antykwariatów płytowych: moja kolekcja motownowskich nagrań poszerzyła się o kolejne trzy pozycje. najbardziej dumny jestem ze zdobycia "You're All i Need" Marvina Gaye'a i Tammi Terrell. co prawda wolałbym zdobyć "United", ale drugi ich album to też niezła zdobycz, kupiony za wiele niższą kwotę niż jakbym go nabywał na eBay + wysyłka. poza tym dołączyłem do kolekcji kolejny album Steviego Wondera ("In Square Circle"). trzecim nabytkiem jest "Four Tops Live!", nagrana na żywo kompilacja największych przebojów tej wokalnej grupy. to jedyny album z tej trójki kupiony "w ciemno", ale warto było. i jako, że nigdy o nich nie pisałem ani nie prezentowałem ich muzyki - jedno z tych właśnie wykonań live. wykonanie największego ich klasyka, "I Can't help Myself (Sugar Pie, Honey Bunch)"

Four Tops - I Can't Help Myself (live) (1966)

piątek, 8 lipca 2011

jimmy ruffin - baby i've got it

odskoczmy na chwilę od lat osiemdziesiątych i to solidnie. przed Wami autor jednego z największych hitów z wytwórni Motown Records. "What Becomes Of The Brokenhearted" z pewnością umieściłbym w pierwszej dziesiątce najważniejszych przebojów wytwórni. albo w rankingu najlepszych piosenek poruszających sercową problematykę. samego autora razem z jego bratem Davidem zaliczyłbym do najsolidniejszych muzycznych rodzeństw. na koniec, niestety, Jimmy trafiłby na szczyt rankingu motownowskich one hit wonderów. wspomniany singiel przerósł całą jego pozostałą dyskografię. a słyszało się jeszcze parę niezłych singli starszego Ruffina. zdecydowana większość z nich traktuje, podobnie jak "What Becomes...", o niespełnionej miłości, więc wybrałem specjalnie coś bardziej pozytywnego. "mała, ja to mam", a nie spadające z drzew nadgniłe owoce miłości

czwartek, 7 lipca 2011

mazarati - player's ball

emocje związane z sobotnim koncertem wiadomo kogo jak nie opadły tak dalej nie opadają. w związku z tym kolejny i pewnie nieostatni w najbliższym czasie wpis związany z muzyką Księcia z Minneapolis. Mazarati to zespół założony przez basistę The Revolution, Marka Browna (który wolał być nazywany Brown Mark). tworzyli muzykę podobną do tej Prince'a - trochę funku, trochę rocka, trochę nowej fali - Minneapolis Sound pełną gębą. Książę mocno czuwał nad ich twórczością, co ciekawe, jeden ze swych największych przebojów ("Kiss") napisał właśnie dla tego zespołu, ale wyczuł w nim taki potencjał, że ostatecznie zachował go dla siebie. Mazarati straciło przez to szanse na wylansowanie naprawdę wielkiego hitu, ale parę pomniejszych, ale udanych, też mieli. na przykład "Player's Ball" z debiutanckiego albumu "Mazarati", naprawdę świetnego albumu

Mazarati - Player's Ball (1986)

wtorek, 5 lipca 2011

slave - watching you

Slave - zespół z Dayton w Ohio, czyli ze stron, które funkowo chcąc nie chcąc bardziej będą nam się kojarzyć z grupą Ohio Players. trochę szkoda, ponieważ Niewolnicy dużo mniejszego stażu nie mają, parę ich albumów na pewno zasługuję na uwagę taką jaki klasyki Graczy. na przykład "Stone Jam" z roku 1980, właśnie przez utwór z tejże płyty ich poznałem. "Watchin You" to chilloutowy przyjemniaczek, który posłużył Snoop Doggowi do wylansowania dwóch późniejszych chilloutowych przyjemniaczków. pierwszym było kultowe "Gin and Juice" (gdzie Snoop wykorzystał refren Slave), a drugim jest "Let's Get Blown" (a tutaj wykorzystał zwrotki). prawda, że to jedne z najbardziej luzackich przebojów rapera? przed wami link do obfitego źródła (g)funkowego luzu

Slave - Watching You (1980)

poniedziałek, 4 lipca 2011

WE LOVE PRINCE

obiecałem po powrocie z tegorocznego Openera napisać relację z występu Prince'a, niestety nie jestem w stanie się zebrać do napisania czegoś konkretnego z powodu totalnego braku słów. zawsze wspominałem występ George'a Clintona (bardzo zbliżonego muzycznie do twórczości Księcia zresztą) w Warszawie jako najlepszy na jakim byłem, teraz mogę mówić że byłem na dwóch koncertach życia. ciągle doskonały wokal na żywo, świetny zespół z trójką genialnych wokalistek i z szalonym klawiszowcem na czele, powalające wykonania wszystkich największych przebojów (i nie tylko swoich), kilka bisów, znakomity kontakt z tak obcą mu publiką, dalej mógłbym tak pisać, ale zabraknie mi przymiotników do określania czystej zajebistości każdej składowej tego koncertu, ponad dwóch godzin pięknego, funk rockowego grania. i chyba własnie jedyną wadą koncertu było, że... mógł być jeszcze dłuższy. no co? 2h to powinna być norma, a nie godzinka z hakiem i "goodbye Poland". w każdym razie: kolejne moje muzyczne marzenie się spełniło.
no i wracam po przerwie do regularnego pisania na moim blogu, do usłyszenia (czy tam do poczytania)